***
Fiume szybko zrozumiał, że czas jest tak samo fałszywą, abstrakcyjną koncepcją jak kolory albo sprawiedliwość. Od tej pory nigdy go dla siebie nie liczył, gdy dorastał i składał się z wolna w jedną, pełną całość. Różne zdarzenia zmieniały go na gorsze, czasami na lepsze, jego ciało rosło i rozwijało się, oddychało i powoli umierało. Żadnej z tych rzeczy nie obserwował poprzez ładnie pokrojone i zebrane w kupę dni, miesiące, pory roku i lata. Uśmiechał się z politowaniem, gdy czasem ktoś go pytał:
- Ile masz lat?
- Tyle, ile sobie wymyślisz po mojej twarzy, skarbie. Jego twarz, w jej oryginalnym kształcie, już od dawna wyglądała młodo.
Zdecydowanie, dla Fiume czas jest tylko umowną halucynacją całych cywilizacji.
Podobnie zresztą imiona. Czy jego rodzice nazwali go pierwotnie inaczej? Zapomniał. Być może
Fiume, pseudonim, którego używa najczęściej, to jego pierwotne imię, a może wymyślił je sobie, gdy przez całe swoje życie przedstawiał się coraz różniej. Czasem zmienia zdanie po kilka razy i twierdzi, że nazywa się zupełnie inaczej, niż przed chwilą. Dla zabawy. Często też
przybiera na dłuższy czas imiona, które wyczytał w umysłach napotkanych ludzi. Uwielbia ich smak i brzmienie, pełne cierpienia, gniotącego serce smutku i tęsknoty za umarłym ukochanym tak bardzo, że przedstawia się nimi, dopóki to mu się nie znudzi. Ale w głębi serca uważa, że skoro dawno temu jego rasa w Cor pozostawała nienazwana, to i on jest w rzeczywistości bezimienny. Nawet, jeśli biedni ludzie ograniczyli go tu kolejną, wygodną zakładką, by łatwiej było im myśleć i stosować wyroki. Mówią, że jest
Zaklinaczem Śmierci - ale całkiem lubi brzmienie tych słów i efekt, jaki ze sobą niosą.
Bo niosą strach tak wielki, że zmienia się w paniczną niechęć i wściekłość, w chaos, w mnogość różnych negatywnych emocji i reakcji, w odzywający się gdzieś z głębi ludzkich głów małpi instynkt, który rozkazuje im uciekać. Albo wprost przeciwnie, niektórzy mają dość odwagi i żałosności, by szukać w nim uśmiechów i miłości swoich ukochanych. Bawią go obie reakcje, ale ta druga nieporównywalnie bardziej, bo, och, ile więcej rozrywki mu daje?
Fiume ogólnie kocha ludzi.
Żadna rasa nie przyniosła mu tyle rozrywki, co oni.
***
Ktoś, kto nudzi się tak szybko jak on, czyli co jakieś dwie i pół minuty, potrzebuje stałego zajęcia. A najlepiej wielu stałych zajęć. Nie zawsze wystarczyło mu znalezienie osoby, która dostatecznie go zainteresuje, a potem prześladowanie jej z zaciętością godną lepszej sprawy. Najczęściej luką w tym, całkiem miłym zresztą planie, był brak jakiejkolwiek interesującej osoby w promieniu kilometrów.
Fiume jest wybredny.
Długo rozważał przyłączenie się do IRY, zjawił się nawet na paru rozmowach na ten temat. Ale później się wycofał. Zasady były zbyt sztywne, ideały brane zbyt poważnie, potencjalne wycofanie się z biznesu karane zbyt ostro. Zrozumiał, że związanie z jakąkolwiek organizacją mocno ograniczy jego prawo do robienia tego, co mu się żywnie podoba. Wolał już pozostać
niezrzeszony, co jednak nie rozwiązywało jego problemów z rosnącą nudą, więc postanowił rozkręcić własny biznes. A była jedna rzecz, którą taki uroczy wysłannik śmierci jak Fiume mógł robić. Oferować swoje usługi i umiejętności światu w jego przypadku oznacza, że za pieniądze zabije, skrzywdzi, albo złamie psychicznie dowolnie wybraną osobę. Cennik podstawowy zakłada głównie morderstwa, bo, niestety, współczesny świat jest raczej nudny i ludzie nie potrafią czerpać radości ze skomplikowanych rozwiązań. Wolą bezmyślnie zabijać, jakby śmierć była najgorszą karą. Trochę to przykre. Ale cóż on, zwykły szary
morderca na zlecenie może na to poradzić? Praca to praca.
***
Wyobraź sobie teraz, że siedzisz sobie na ławce i karmisz całą chmarę gołębi. Nagle te tłuste, trzepoczące dranie panikują i rozlatują się we wszystkie strony, a ty dostrzegasz zza gąszczu opierzonych skrzydeł czyjąś sylwetkę.
To on? dziwisz się z początku, bo spodziewałeś się kogoś znacznie wyższego i smutniejszego. Ale ten On przechodzi bliżej, uśmiecha się do ciebie z taką sympatią, że czujesz, jakby nikt inny nie istniał na świecie i siada obok. Przechodzą cię paskudne ciarki i jeszcze paskudniejsze wrażenie, trochę takie, jakbyś był z nim sam, na cmentarzu w bezksiężycową noc. Przynajmniej masz już zupełną pewność, z kim się spotkałeś, ale ciągle nie możesz się nadziwić, jak bardzo różni się od twoich wyobrażeń. Przez ten dysonans poznawczy nie zauważasz nawet, kiedy zaczyna do ciebie mówić.
Ma prosty, przyjemny głos, którym zaczyna się rozwodzić o tym, że pogoda jest ładna, znalazł niedaleko cudowną piekarnię, w niedalekim stawie pływają młode kaczuszki, a ty nie wyglądasz na takiego, co chciałby zatrudnić płatnego mordercę.
Jest bardzo gadatliwy, jak później zdajesz sobie sprawę. Mówi o wszystkim, co mu wpadnie na myśl, nie odróżnia spraw poważnych od największych drobiazgów, z równą przyjemnością opowiada o tym, co miłego go spotkało, jak i o tym, kogo zamordował. Coś w sposobie jego bycia sprawia, że strach przesiąka cię do głębi kości.
Przedstawia ci się jako Eddie i nawet
pachnie niepokojąco. Na początku nie wiesz jak, ale później powoli łączysz zapachy. Poznajesz wilgotną woń chryzantem, drogą wodę kolońską, dziwny zapach świeżo skopanej ziemi i zastanawiasz się przelotnie, czy twój rozmówca nie zakopywał czyjegoś ciała przed przyjściem na to spotkanie.
Z biegiem czasu robisz się coraz bardziej nerwowy. Niepokoi cię już w nim wszystko: od
uśmiechu, który nawet na sekundę nie znika z jego twarzy, po skórzane czarne rękawiczki, tweedową marynarkę i jego długi, ciemny płaszcz.
Nosi okulary przeciwsłoneczne.Chciałbyś się już go pozbyć. Dać mu kopertę z pieniędzmi i tyle, nie widzieć go nigdy więcej. Ale on, jak na złość, odmawia zabrania się za interesy, dopóki nie posiedzicie razem i nie porozmawiacie.
Jesteś pewny, że się tobą bawi, ale niewiele możesz z tym zrobić.
W końcu nagle ściąga okulary, patrzy prosto na ciebie i już wiesz, czemu do tej pory nosił je w chłodny, ciemny dzień.
Jego oczy mają trujący, zielony kolor. Tak mocny, jak kolor świateł na przejściach, tyle, że bardziej zgniły, martwy. Jeśli wcześniej widziałeś w Eddim jakiś ślad człowieczeństwa, to teraz wiesz, że cholernie się myliłeś.
W tym gościu nie ma niczego z człowieczeństwa, niczego z empatii, sympatii, zrozumienia, choć chwilami potrafił cię tak oszukać. Myślałeś, że może być sympatyczny. Ale jest nieprzewidywalny i groźny, a teraz, kiedy w pełni zdałeś sobie z tego sprawę, zacząłeś drżeć.
Masz na swoich usługach czystą śmierć, ale naprawdę wolisz, żeby przestała się na ciebie gapić.
On uśmiecha się jeszcze szerzej, bo dobrze wie, co o nim myślisz. Zakłada nogę na nogę, przeczesuje dłonią swoje
krótkie, poczochrane blond kosmyki i mówi łaskawie, że powoli będzie się zbierał. Czeka na niego praca.
Zakłada z powrotem okulary, wstaje i patrzy na ciebie z góry, a ty masz ostatnią szansę, żeby mu się przyjrzeć.
Tej młodej, symetrycznej twarzy o prostym nosie, wąskim bladym ustom, gładkiej i czystej cerze. Wygląda tak zwyczajnie i przyjemnie jak trochę niemodnie ubrany student, ale nie dajesz się więcej zmylić.
I oddychasz ze szczerą ulgą, gdy odchodzi. Niech teraz twój cel się z nim pomęczy.
***
Jak już było powiedziane, Fiume kocha ludzi na wiele sposobów. Lubi uprawiać z nimi seks, lubi ich pożądać, lubi widzieć, jak cierpią, lubi z nimi rozmawiać i ich obserwować. Zresztą to samo tyczy się wszystkich innych istot, nie tylko pierwotnych mieszkańców Ziemi, których po prostu szczególnie sobie upodobał.
Jak jeszcze nie zostało otwarcie powiedziane, jest szalony, pozbawiony zahamowań, a przy tym zaskakująco miły i przyjaźnie nastawiony do wszystkiego i wszystkich. Już od dziecka był towarzyski, ruchliwy, nieprzewidywalny i skrajnie pewny swego. Ale chyba ktoś tak potężny jak on, może spokojnie pozwolić sobie na wysoką samoocenę.
Oprócz mocy jego rasy ma jeden specjalny talent. Potrafi zdematerializować się w postać dymu i w ten sposób uniknąć wszelkich ran oraz bardzo szybko przemieścić się, gdziekolwiek zapragnie, czy to za plecy przeciwnika, czy daleko poza pole walki. Dzięki tej umiejętności praktycznie nic nigdy nie wzbudzało w nim strachu. Ani inne istoty, ani perspektywa własnej śmierci, walki, ani wysokość, robactwa i gnijące trupy. Słabości w swoim szaleństwie ma niewiele.
Po pierwsze,
ogień i słoneczne dni. Skórę ma cienką i bladą, oczy wrażliwe na światło. Bardzo łatwo u niego o poparzenia, a ciepłe, letnie, przyjemne dni same w sobie budzą w nim odrazę.
Po drugie,
dzieci. Nienawidzi tych małych istotek i często nie może się powstrzymać przed zrobieniem im krzywdy. Jeśli w jego psychice funkcjonuje w ogóle pojęcia "kontroli nad sobą", to traci ją właśnie w otoczeniu dzieci.
Po trzecie,
jego rany goją się wolniej... Dlatego ranić się nie daje. Potrafi
walczyć, z nakreśleniem na wyprowadzenie z równowagi przeciwnika i szybki atak. Jako słabość można spokojnie uznać, że nie cierpi zabijać z dystansu, więc
nie jest dobrym strzelcem i preferuje zbliżenie się do ofiary. Za to dobrze posługuje się
bronią białą i wszystkim, czym może powalić kogoś z bliska. Jest
świetnym manipulatorem i kłamcą,
praktycznie nie da się go oszukać. Ma też smykałkę do prowadzenia pojazdów:
świetny z niego kierowca, potrafi jeździć na motorze i konno.
Inne
♥ Zachowuje się jak głupek, ale jego IQ to około 130.
♥ Niesamowicie lubi jeść, więc naturalną koleją rzeczy, punktują u niego osoby dobrze gotujące.
♥ Interesuje się historią i kulturą Ziemi.
♥ Preferuje ciemne, puste zaciszne miejsca. Świetnie czuje się w piwnicach, lasach i na rozległych przestrzeniach w nocy. To dziwne, bo sam jest energiczny i uwielbia mieć towarzystwo.
♥ Jest fanem... Melodramatów. Uwielbia filmy, w których ludzie cierpią i umierają. Nie przepada za horrorami, bo często ktoś przeżywa. Komedie go przygnębiają.
♥ Mówi jak rodowity cockney, ale zna też francuski.
♥ Sympatią darzy jeszcze dekadenckie bary i muzykę lat XX. Często wypatruje krótkich związków w barach.
♥ Bardzo żałuje, że nie brał udziału w wojnie - jakiejkolwiek.
♥ Preferuje osoby o jasnych albo rudych włosach. Zwłaszcza rodowitych Irlandczyków.